WSPÓŁCZESNE ZADANIA HISTORII MEDYCYNY

prof. dr hab. Marcin Łyskanowski
Kierownik Zakładu Historii Medycyny i Farmacji
Akademii Medycznej w Warszawie

   W dawnych i współczesnych rozważaniach filozoficzno-moralistycznych na temat roli i sensu działań lekarzy, spotykamy niezwykle często pogląd, iż medycyna jest zawodem wyróżnionym. Co to oznacza? Ci, którzy takiemu poglądowi hołdują, twierdzą, iż od zarania dziejów ludzkości było w całokształcie działań lekarzy coś wyjątkowo osobliwego, coś, co wyróżniało ich zawód od innych zawodów.
   Tym czymś wyjątkowym, tą jakością - właśnie i jedynie medycynie przypisaną - było i jest niesienie pomocy człowiekowi choremu, ratowanie go przed śmiercią oraz usuwanie jego cierpień. Człowiek chory pragnie poczucia pewności, zaufania i nieograniczonej troski. Chciałby, aby lekarz spełnił wszystkie, pokładane w nim nadzieje. Pragnie, aby człowiek w białym fartuchu realizował Hipokratesowską wizję lekarskiego powołania. Pełna realizacja tej wizji stwarza warunki do powstania najbardziej wzniosłej i humanitarnej więzi, jaka istnieje pomiędzy pacjentem i lekarzem. Więzi, która zobowiązuje tego ostatniego do czynów heroicznych, do oddania w razie potrzeby własnego życia.
   Mówimy: Hipokratesowska wizja lekarskiego powołania i Hipokratesowskie zasady działania, Hipokratesowska "Przysięga". Sądzę, że u niektórych słuchaczy nasuwa się pytanie: kim był Hipokrates? I dlaczego właśnie on jest tym "ojcem medycyny", o którym, tak często mówimy? I kto był przed nim?
   Jest jednym z naczelnych zadań historii medycyny na powyższe pytania opowiedzieć i ich sens wyjaśnić. I nie tylko to. Musimy studentów zapoznać z rozwojem myśli naukowej i lekarskiej od lat najdawniejszych, doktrynami filozoficznymi, racjonalnymi i irracjonalnymi, wkładem lekarzy do nauki i kultury oraz pozytywnymi wzorcami osobowymi, zasługującymi na naśladownictwo.
   Co oznacza bieg naukowej myśli lekarskiej? I jak go studentom przedstawić? Rzecz w tym, żeby uczestnik wykładów i seminariów zrozumiał, w jaki sposób pokolenia jego poprzedników dochodziły do poznania anatomii i fizjologii, istoty choroby i sposobów jej leczenia. Jest rzeczą fascynującą prześledzenie etapów dróg rozwoju medycyny i na tym tle uwypuklenia takich postaw jakim hołdował Hipokrates i jemu podobni. Student musi zrozumieć, że bieg naukowej myśli lekarskiej nie jest jeszcze zakończony i że obowiązkiem każdego odpowiedzialnego lekarza jest szukanie nowych rozwiązań i koncepcji oraz że tylko poznanie kierunku rozwojowego jego dyscypliny może nam w tych poszukiwaniach dopomóc. Inaczej mówiąc, poznanie trudnej i zawiłej drogi, jaką zmierzała myśl lekarska pozwala na zrozumienie współczesnej problematyki medycznej i jej dalszego rozwoju.
   Z wymienionymi powyżej zagadnieniami wiąże się znajomość wkładu lekarzy do nauki i medycyny nowych odkryć i wdrożeń oraz towarzyszących tym procesom warunków. Tu wykazujemy pokonywanie przeszkód, wadliwych przekonań, dzieje bohaterstwa, radości i satysfakcji ze zwycięstwa, jak i przeżywanie goryczy związanej z niezasłużoną klęską. Oto kilka przykładów: wielkie odkrycie krążenia krwi dokonane przez Williama Harveya w roku 1628 przyjęte zostało w sposób tak nieprzychylny i wrogi a zarazem groteskowo prymitywny, że aż wstyd przyznać, że oponentami byli... profesorowie Sorbony! Dziekan paryskiego Wydziału Lekarskiego Wit Patin stwierdził publicznie, iż teoria Harveya jest: "- Paradoksalna, bez pożytku dla medycyny, fałszywa, niemożliwa, niezrozumiała, bezsensowa, przynosząca szkodę życiu ludzkiemu", zaś Wydział, którym kierował przeprowadził następujący dowód: "- Gdyby krew krążyła w ciele, puszczanie krwi dla uleczenia schorzeń lokalnych byłoby bezużyteczne, ergo krążenie krwi jest herezją". To tylko fragment wielkich zmagań. Całe dzieje medycyny wypełnione są tego typu wydarzeniami.
   W tym miejscu wyłania się kolejna kwestia, ściśle związana z naszą rodzinną spuścizną, czyli naszą polską przeszłością, wkładem  polskich lekarzy do nauki światowej. W obiektywnym spojrzeniu na historię nasi europejscy koledzy nam nie pomagają. Podręczniki zagraniczne albo w ogóle o Polakach nie wspominają, albo ograniczają się do jednej lub dwóch sylwetek. Kto jest temu winien? W tym miejscu konieczna jest dodatkowa uwaga. Podkreślenia wkładu Polaków do nauki i medycyny światowej niema nic wspólnego z pomniejszaniem dorobku uczonych światowych i forowaniem własnych. Nic bardziej fałszywego! Uzupełnienie powyższe wyjaśnia, czym jest śmieszny szowinizm, czym zaś obiektywna prawda. Warto jednak pamiętać, że np. Jędrzej Śniadecki swym dziełem zatytułowanym "Teoria Jestestw Organicznych" wyprzedził naukę światową w zakresie poznania przemiany materii, zaś Józef Struś (1510 - 1568) - kierunek fizjologiczny w medycynie. Swym dziełem "O tętnie" stworzył nowe horyzonty badawcze i diagnostyczne. Myślę, że w takim ustawieniu omawianej tematyki należy zwrócić uwagę na związki medycyny i kultury.
   Jest rzeczą niezwykle ciekawą i interesującą, że związki literatury i medycyny posiadają długą i trwałą więź. Nasz genialny lekarz Józef Struś, poza ogromnymi wymienionymi powyżej osiągnięciami naukowymi, tłumaczył z greckiego poezje Lukjana na łacinę. A że łacina była powszechnie znana, więc było to tak, jak gdyby utwory znakomitego poety zostały spolszczone. Jędrzej Śniadecki obok "Teorii Jestestw Organicznych" był autorem utworów satyrycznych, pisanych do "Wiadomości Brukowych", w których krytykował wady i przywary naszego narodu. Z kolei Tadeusz Boy-Zieleński był niezrównanym tłumaczem arcydzieł literatury francuskiej jednocześnie autorem niezmiernie popularnych "Słówek". Jest tego typu lekarzy "potężna gromadka", nie chodzi mi jednak o ich wyliczanie, ale o wykazanie, jak wielkie zamiłowania pozazawodowe posiadają lekarze i jak te osiągnięcia - dokonywane poza wykonywaną przez nich specjalnością, pogłębiają ich osobowość.
   Wzorce osobowe z dawnych lat wiążą się z deontologią. Ten styk zaznacza się szczególnie przy omawianiu osób o wybitnie wartościowych cechach charakteru. Wymieniamy tu z reguły następujące postacie: Karola Marcinkowskiego, Władysława Biegańskiego, Tytusa Chałubińskiego a z literackich - osławionego Judyma. Poświęćmy im nieco uwagi.
   Karol Marcinkowski był lekarzem poznańskim. Na wieść o Powstaniu Listopadowym pospieszył na pomoc walczącym. Przed wyjazdem zawiadomił pruską władzę wojskową w taki oto sposób: " - Nie ma nic świętszego nad powinność poświęcenia się Ojczyźnie, wzywającej obecnie synów swych do broni. Gdy oświadczenie to dojdzie do odpowiednich władz, będę na polu sławy, którego żadna siła ludzka powstrzymać mnie nie zdoła". Do matki zaś i swych najbliższych pisał: " - Kiedym całe moje poczciwe życie przepędził w gorliwej chęci służenia Ojczyźnie i rodakom, chyba bym się musiał wyrzec samego siebie, gdybym teraz nie szedł za pędem okazania tego czynem, do czego zawsze wszystkie moje uczucia wzdychały. Czas nadszedł, w którym się Polska odrodzić powinna... Spieszę siły swoje poświęcić powstaniu. Nie trwóżcie się o mnie wyjeżdżam z tym przekonaniem, że się z wami w przyjaźniejszej porze zobaczę na nowo. Utulcie łzy wasze i nie wyrzekajcie, żem uczynił krok, którego ominąć nie podobna było..."
   Karol Marcinkowski pozostanie zawsze wzorem absolutnego poświęcenia osobistego, mimo iż taka postawa nie jest dziś w całości aprobowana. Jeśli zaś chodzi o Władysława Biegańskiego, to przedstawiamy go jako genialnego samouka, który dzięki ogromnemu oczytaniu i ambicji osiągnął w małym, prowincjonalnym mieście to, czego inni w poważnych ośrodkach naukowych osiągnąć nie potrafili. Zyskał miano jednego z twórców polskiej filozofii i deontologii, zaś jego "Myśli i Aforyzmy o Etyce Lekarskiej" na zawsze przeszły do dorobku polskiej literatury etycznej. Co dał nam Biegański? Przykład wytrwałości oraz wskazówki moralne o nieprzemijającej wartości.
   Tytus Chałubiński stał się przykładem charyzmatycznej postaci lekarza, którego wielbiło całe społeczeństwo XIX-go stulecia, zaś historycy nazywali go twórcą warszawskiej szkoły filozoficzno-lekarskiej. Chałubiński zmarł 4 listopada 1889 roku. Żałowano go powszechnie. Świętochowski, który proponował, by ciało Chałubińskiego pogrzebano na szczycie Giewontu, mówił, iż był to lekarz genialny, człowiek wielki, umysł potężny, charakter wspaniały. We wspomnieniu zatytułowanym: "Z pamiętnika" pisał: " - Był między nami jako jeden z tych olbrzymów tatrzańskich, które ukochał"... Natomiast w "Prawdzie" z roku 1889 wypowiedział się o Chałubińskim w sposób następujący: " - Był naprzód lekarzem genialnym. Znaczna część lekarzy podobna jest do księży: uważają się oni za kapłanów i odmawiają nie poświęconym prawa sądzenia o nauce i sztuce członków swego zawodu. Pomimo to ludzie ukształceni o jednych i drugich sądzą, a stosują miarę może najsprawiedliwszą, bo wyprowadzoną z rezultatów. Otóż Chałubiński osiągnął takie, że w przekonaniu ogółu uchodził za wszechmocnego".
   Bolesław Prus w "Kurierze Codziennym" z roku 1889 pisał: " - W dniu 4 listopada umarł w Zakopanem najznakomitszy, najszlachetniejszy przedstawiciel polskich lekarzy. Byli, są i będą między nimi głośni uczeni, wielostronni filantropowie, obywatele; ale takiego, który łączyłby w sobie wszystkie zalety, który by stanowił urzeczywistnienie ideału lekarza-obywatela, nie było przed nim i nieprędko zjawi się po nim."
   Podobne sformułowania znajdujemy w dziesiątkach innych wspomnień artystów, pisarzy, publicystów, nie mówiąc już o przedstawicielach środowiska lekarskiego. Musiał być istotnie niezwykłym lekarzem, skoro w każdej niemal wypowiedzi na jego temat spotykamy z naciskiem podkreślane jego cechy osobiste: wielką dobroć i serdeczność w stosunku do chorych, ogromne współczucie dla ludzkiego cierpienia połączone z głęboką kulturą osobistą. Dowiadujemy się, że chorzy go uwielbiali, darzyli zaufaniem i oddaniem.
   Podobne sformułowania znajdujemy w dziesiątkach innych wspomnień artystów, pisarzy, publicystów, nie mówiąc już o przedstawicielach środowiska lekarskiego. Być może te cechy tworzyły jego charyzmę i powodowały, że go tak kochano, że jego legenda i przekonanie, że był największym z wielkich. A że nie były to tylko impresje związane z dramatem odejścia wielbionego lekarza, świadczy o tym praca napisana przez Edmunda Biernackiego (1866-1911): " - Z powodu dziesiątej rocznicy śmierci Tytusa Chałubińskiego" pod tytułem: "Chałubiński i obecna zadania lekarskie" (1900). Czytamy: " - Wielkie znaczenie czeka naturalnie w przyszłości i przedstawicieli Medycyny. Ale i zadanie synów tej wiedzy i zawodu przedstawia się coraz trudniejszym i bardziej złożonym, coraz też mniej istotnie "powołanych" do stanu medycznego znajdywać się będzie... Kto jest człowiekiem wzorowym z poznania przyrody, charakteru i ducha, ten tylko może być lekarzem takim, jakim lekarz być powinien", - mówi głęboki myśliciel lekarski, Sonderegger. " - Nie ma na ziemi większego i piękniejszego niż człowiek, jest on najtrudniejszym i najwznioślejszym zadaniem do myślenia i działania. Jego istnienie i śmierć, jego życie i cierpienie, wszystko jest w najwyższym stopniu dziwnym i wzruszającym. Ale pamiętając o tym i chcąc być lekarzem musisz przynieść z sobą oczy ku patrzeniu, uszy ku słuchaniu, duży dar spostrzegawczy, cierpliwość i ciągłą cierpliwość do uczenia się bez końca, światłą, krytyczną głowę, żelazną wolę, która wzmacnia się w cierpieniu a obok tego, ciepłe i wrażliwe serce, pojmujące i współczujące wszelkiej nędzy ludzkiej a przy tym przyzwoitą powierzchowność zewnętrzną, gładkość w obejściu i zręczność w palcach, zdrowie ciała i duszy. Wszystko to musisz posiadać, nie chcąc być nieszczęśliwym i złym lekarzem. Musisz nosić na sobie jak wielbłąd ciężar wszystkowiedztwa a mimo to zachować świeżość poety, musisz zważyć wszelkie sztuki szarlatanerii a pozostać uczciwym człowiekiem. Medycyna i wszystko, co na tym się skupia - musi być twoją religią i polityką, twoim szczęściem i nieszczęściem". "Tym wymaganiom zapewne tylko rzadki geniusz z ciała i ducha zadość uczynić może: ale każdy, komu drogie są interesy medycyny, za wzór postawić je sobie powinien. A jeżeli obejrzymy się za postacią, która odtwarzała sobą ten ideał Sondereggera, to nikt inny pierwej na myśl nie przyjdzie, jak Chałubiński..."
   O osławionym Judymie nikt dziś nie wspomina, albowiem jego postać straciła swoją nośność wzorcową. Jest po prostu nienowoczesna. Tu rodzi się pytanie: jeżeli takie postawy, jakie reprezentował Judym nie są dziś aprobowane, to jakie są? Czy takie postaci jak Marcinkowski, Chałubiński i Biegański są również "nienowoczesne"? Sądzę, że nawet pomimo braku aprobaty, która jawi się zawsze wtedy, kiedy się mówi o takich postaciach wyrywkowo, sucho, bez właściwego komentarza - należy przekazywać studentom pełną o nich wiedzę. To dobry materiał do dyskusji, do refleksji, przyswojenia i chęci naśladownictwa proponowanych wzorców lub gwałtownego sprzeciwu, co również rodzi nowe spojrzenie i nowe postawy.
   W końcu etyka wzorców osobowych nie uległa zapomnieniu, nikt jej również z programów nauczania historii medycyny nie skreślił. Nastąpiły jedynie zmiany konieczne i niezbędne, dostosowane do współczesności. I tu wyłania się kolejny problem. Oto w trakcie wielu dyskusji historyczno-deontologicznych pada zarzut, iż obecnie, w dobie transformacji ciężko jest być wzorowym lekarzem-praktykiem, że jeszcze ciężej pracować naukowo oraz że nie sprzyjają doskonałości pensje uwłaczające godności zawodu, gonitwa za dodatkową pracą lub wykładami i zajęciami w odległych instytucjach, zagonienie, zapędzenie i brak perspektyw. Na szczęście to właśnie historia medycyny uczy, że ci, którzy przyjmowali na swoje barki ciężar odpowiedzialności za godne imię lekarza, pokonywali najgorsze przeciwności i zawsze zwyciężali.
   Jeden z naszych najwybitniejszych psychiatrów i historyków medycyny Tadeusz Bilikiewicz (1901-1980) w pracy pod tytułem: "Kilka uwag o historii medycyny jako przedmiocie badań i nauczania" stwierdził: " - Historia medycyny jest zbyt doniosłym czynnikiem pogłębienia wykształcenia, inteligencji i krytyczności młodych umysłów, aby była pomijana w programach studiów lekarskich, albowiem przeciwdziała ona niewątpliwie wytwarzaniu się smutnego typu lekarza - rzemieślnika i rozszerza horyzont młodzieży lekarskiej".
   Możemy się cieszyć, że w obecnych programach nauczania Akademii Medycznych historia medycyny nie jest pomijana, że rozwija osobowość lekarza, krzewi humanizm i nie dopuszcza do powstawania "smutnego typu lekarza - rzemieślnika". Dodajmy: kompletnie aintelektualnego. Czy zaś Biegański i Chałubiński są nam dziś potrzebni? Sądzę, że zawsze będą. Jak najbardziej współcześni. Nasi współcześni."

Opracowanie na podstawie tekstu zamieszczonego w biuletynie
"Z życia Akademii Medycznej w Warszawie" nr 4(95) z 2000 roku.

Powrót do strony głównej

Oprac.: lek. Jarosław Kosiaty, e-mail: [email protected]
Adres serwisu: etyka.doktorzy.pl